Wpadł mi do głowy ten cytat z piosenki kończącej każdy odcinek „Polskiego ZOO” jako dobry tytuł wpisu, tym bardziej że też dotyczy on opowieści o zwierzętach, będącej {chyba} aluzją do ludzi.
Byłem dziś z rodziną w kinie na „Angry Birds”. Wielkim fanem gry nigdy nie byłem, ale skoro dzieci grały i film chcą zobaczyć, trzeba im potowarzyszyć. Nie zawiodłem się. Począwszy chyba od „Shreka”, praktycznie każdy film dla dzieci zawiera dziś sporą dozę smaczków dla dorosłej widowni. A to jakiś tekst, a to imię bohatera, a to napis czy inne skojarzenie. Dzieci mają swoją zabawę, a i rodzice czasem rżą ze śmiechu. „Dorosła” warstwa „Angry Birds” jest jednak zaskakująca.
Na wyspę ptaków przypływa statek ze świniami. Dokładnie dwiema świniami – tak zapewniają one same, ale wkrótce okazuje się, że pod pokładem, na umówiony znak sygnał, czeka ich dużo, dużo więcej. Świnie sprawiają wrażenie bardzo przyjaznych, ale wkrótce zaczynają się dość mocno panoszyć. Większości ptaków bardzo się to podoba, czas mile im spływa na zabawie z egzotycznymi gośćmi, których kolejnym statkiem przybywa jeszcze więcej. Jeden z ptaków wietrzy podstęp, ale większość odsądza go od czci i wiary, i traktuje jak oszołoma.
Wygląda to już jakoś znajomo?
Dalej jest coraz bardziej ciekawie. Świnie mają dużo materiałów wybuchowych i wysadzają miasto… I już ani słowa więcej na temat fabuły, to już byłby zbyt ordynarny spoiler.
W drobiazgach i smaczkach są napisy „Go green” czy „Hamnesty International” u świń, książka „50 shades of green” w kajucie kapitana, czy wybrzmiewający zmianacka słynny numer Ricka Astlley’a.
Co do zasadności skojarzeń z przybijającymi do nas łodziami pełnymi świń imigrantów, zobaczymy, co będą mówić/krzyczeć media. Mnie taki przekaz się podoba; czekam na kolejne.